Po co uczyć się języka obcego? Osobiste zwierzenia Mariusza z ‘IT’.

Musiał to być jeden z chłodniejszych poranków zbliżającej się zimy, gdy Mariusz, przewracając się na drugi bok w swoim ciepłym łóżku, został powitany paniczną myślą

– To już dziś … To już dziś mam demo.

Wiedział, że jeśli nie odezwie się po angielsku w satysfakcjonujący dla niego sposób w trakcie nadchodzącego call’a to zniknie w spazmach.

Skrycie przewidywał negatywny scenariusz, spodziewając się kolejnej wtopy. Próbował nie zwariować, choć całe ciało paliło się do buntu i spinało ze stresu. Łatwo powiedzieć, on, jako rasowy profesjonalista, miał chęć wyjść z siebie, stanąć obok i podciąć sobie żyły. Mariusz maniakalnie wyobrażał sobie nieuchronną porażkę.

– To mnie rozpier…. Nie mogę tak dalej żyć – warknął sam na siebie.

Chciał się przenieść w jakąś alternatywną rzeczywistość i przekierować myśli na swobodną stronę, dlatego sięgnął po komórkę żeby włączyć Youtube’a. Jednakże stan psychiczny, w którym był, pozwolił mu jedynie jęknąć i znaleźć laczki pod łóżkiem.

Bił się z myślami jeszcze chwilę, po czym poszedł, żeby zrobić sobie kawę.

– Pewnie powinienem …- nagła myśl strzeliła niczym wiązka laserowa– Pewnie powinienem poduczyć się angielskiego …

– Aaa to oczywiste … Czemu tego wcześniej nie zrobiłem ? … No wiadomo, to kosztuje, a moja znajomość języka nabyta na studiach miała mi początkowo wystarczyć na rynku pracy. Gdyby w tym momencie Mariusz miał małego irytującego diabła na ramieniu ten podpowiadałby mu przeróżne historie, na czele z przepowiednią; a ile Ty się chłopie zdążysz nauczyć w krótkim czasie co? Hę? No chyba nie za wiele… Śmiech się niósł, jak po sali na stand-upie, choć to był kiepski żart.

– Przyszedł czas – ocknął się.

Sięgnął po laptopa i wpisał standardowe hasło ‘kurs języka angielskiego online’.

– Klik – wybrzmiał dźwięk przycisku myszy, gdy zniesmaczony Mariusz otworzył link do strony szkoły językowej, która go zainteresowała. Nie był przekonany, czy uda mu się ogarnąć wszystkie obowiązki i wykrzesać werwę do nauki języka. Bał się, czy podoła wyzwaniu i czy nowa wiedza wejdzie mu do głowy.

– Zobaczmy, ok, właściciel szkoły wygląda na spoko kolesia. Tutaj coś piszą o skutecznej metodzie.

Mariusz był gotowy spróbować wszystkiego, żeby tylko nie czuć przygniatającego go psychicznego ciężaru, związanego z mówieniem w języku obcym.

Miał jedynie nadzieję, że nie zostanie zarzucony toną kserówek z niedodrukowaną czcionką, zdań typu; Pies zazwyczaj śpi na kanapie oraz powielanym schematem w Present Perfect, którego to czasu nadal nie jest w stanie pojąć, a co dopiero zacząć używać. Zdecydował, żeby zadzwonić, po czym … zdecydowanie zmienił zdanie i napisał maila. Określił w nim, czego potrzebuje i krótko opisał swoją osobę. Dostał odpowiedź w ciągu pół godziny. Machinalnie przesuwał maile do folderu ‘przeczytane’ a na przeczytanie tego maila oczekiwał z drżącym entuzjazmem. Fakt stał się faktem. Są dostępne terminy, godziny i lektorzy, a co więcej, można zapisać się na lekcję próbną z bardzo dogodną zniżką. Wystarczyło jedynie spojrzeć z optymizmem w przyszłość, zakasać rękawy i podjąć się nowej aktywności.

*

Następnego dnia, świeżutkie myśli nawiedziły Mariusza o poranku.

– A może powinienem przygotować się jakoś. Nie mogę się zbłaźnić przed lektorką. Sam nie wiem … zatrudnią jakiegoś full stack developera z angielskim wystrzelonym w kosmos i stracę pracę.

 Gdy tak rozmyślał o tym, jak strach jest największym motywatorem, telefon obwieścił mu, że ma kolejną wiadomość. Przyszło potwierdzenie spotkania. Nie ma odwrotu. Mariusz będzie się rozwijał.

– Kto to zrobi za Ciebie !? – zmotywował sam siebie.

– Będziesz kotem w angielskim, Ty jeszcze im pokażesz ! I zajdziesz daleko – eskalował.

*

Nadszedł oczekiwany dzień próby. Mariusz zebrał się w sobie, aby poprawić swoje kompetencje językowe.

– O nie, mam jeszcze 5 minut. Ok, może zrobię sobie wstęp, żeby się dobrze przedstawić. Wiem, że będziemy rozmawiać swobodnie, ale skąd mam wiedzieć co dla lektorki znaczy ‘swobodnie’. Trzeba to zrobić tak, żebym nie wyszedł na jakiegoś sztywniaka. Aaa to pogadam o swoim hobby, jak przy okazji rozmów kwalifikacyjnych. Taki temat jest neutralny…. cholera, ale przecież całą godzinę nie będę nawijał o sobie. Gdy tak wzdychał i prychał, rozżalając się nad sobą, nagle… odezwał się znajomy dzwonek Skype’a pobudzający neuroprzekaźniki do działania. Mariusz wcisnął zieloną słuchawkę i odchrząknął.

– Halo – odezwał się pierwszy. Poczuł oblewający go twarzowy rumień.

– Cześć, mam na imię Sylwia. Miło Cię poznać.

– O uff, mówi po polsku, ale zaraz … to miał być angielski – przeanalizował Mariusz.

– Nasza rozmowa jest zaplanowana na 55 minut, z czego pierwsze minuty porozmawiamy sobie po polsku – oznajmiła lektorka.

– Dzięki Bogu – Mariusz stwierdził, że ma jeszcze chwilę przygotowania na mentalny x-ray.

– Powiem parę słów o sobie, a potem chciałabym bliżej poznać Ciebie, Twoje cele i motywację.

 – Ok, ma miły głos, chce mnie poznać, zapowiada się dobrze – Mariusza nawiedziły pozytywne wnioski.

Lektorka opowiedziała o swoim doświadczeniu zawodowym; jak rozwijała swój warsztat, a co więcej, okazało się, że Mariusz nie był jej jedynym kursantem z branży IT. Po zwięzłym wstępie, informatyk wyraźnie okrzepł i był bardziej chętny do rozmowy.

– Mówisz, że jest nas więcej takich gamoni. A ja myślałem, że tylko ja się męczę z angielskim.

– Jest Was cała chmara – zaśmiała się Sylwia.

– Techniczne zwroty macie w miarę opanowane, zdania podrzędnie złożone są niewygodne i od czasu do czasu, gdy zdarzy się small talk, nie odczuwacie z niego przyjemności – dodała.

– O, to pięknie nas podsumowałaś…- Mariusz mimochodem podrapał się po głowie.

– Spokojnie, każdy z nas przechodził przez to samo. Ja również – przyznała się Sylwia.

– Mhmmm – zamruczał sceptycznie Mariusz.

– No jasne, nie wiedziałeś, że wszyscy przechodzimy przez te same zakręty??

Kursant i lektorka jeszcze chwilę rozmawiali o metodzie, ustalali tematy, omawiali przeszłość i przyszłość oraz uzgadniali najbardziej efektywne podejście do osiągnięcia doskonałej umiejętności mówienia w języku angielskim.

– Let’s talk… – rozpoczęła Sylwia, nakreślając tym samym kolejny etap sesji. Wypłynęli. Powoli rozmowa po angielsku nabierała tempa. Pytanie po pytaniu, z pełnym zrozumieniem, Mariusz dobierał słowa z zaskakującą dla niego samego łatwością. Opanował się. Poczuł się wygodnie w swoim siedzeniu. Dostrzegł, nawet jak bardzo koleżeński charakter miało to spotkanie. Pod koniec, Sylwia dodała po polsku:

– Nie jesteśmy w szkole, nie będziesz dostawał ocen, nie będę Cię również poprawiać – zapewniała, tłumacząc swoje podejście.

– Nie ? – zdziwił się Mariusz

– Wszystko, co będziesz miał do poprawy oczywiście dostaniesz ode mnie, ale to potraktuj jako zadanie domowe i pracę nad poszerzaniem zasobu słownictwa. Krótko mówiąc, jeśli zabraknie Ci słowa lub je przekręcisz to ja zrobię z tego notatkę, którą później wyślę Tobie mailem. Zrozum, jeśli będę Ci przerywać i poprawiać, i tak nic z tego nie zapamiętasz i zgubimy wątek rozmowy, która jest tutaj najważniejsza. Będziesz miał okazję sam, w pełnym skupieniu nauczyć się słów na kolejną lekcję, żebyśmy mogli zrobić powtórkę. Powtórka oznacza to, że będziesz tłumaczył zdania z polskiego na angielski i umieszczał w zdaniach słowa, z którymi wcześniej miałeś kłopot. Od pierwszych spotkań budujesz pełne wypowiedzi. Brzmi dobrze ?

– Jak rasowy tłumacz …- uśmiechnął się Mariusz

– Widzisz, nie trzeba być perfekcyjnym, ale można robić progres za każdym razem w trakcie spotkania.

Z minuty na minutę, Mariusz czuł, że zyskuje potężną wiarę w swoje możliwości.

Będzie teraz coraz bliżej osiągnięcia swojego celu, zyskuje partnera do rozmowy i przewodnika w obszarze gramatyki i budowania zdań.

– To mówisz, że w końcu nie będę się czuł, jak ostatni osioł w pracy?

– Absolutnie ! Co więcej, gwarantuję Ci, że polubisz angielski !

Mariusz westchnął z ulgą.

 – No to jestem dużo spokojniejszy

– Wiem, że potrzebujesz pomocy, dlatego się ze mną skontaktowałeś

– Zgadza się – potwierdził i sięgnął po zasłużony łyk wody po blisko godzinnej rozmowie

– Do zobaczenia ! – wybrzmiało pożegnanie z obu stron.

Mariusz powoli osunął się na oparcie swojego fotela, założył dłonie za głowę i wziął głęboki oddech.

– Teraz będzie mi łatwiej ! Ze spokojem przystąpił do pracy. Uświadomił sobie, że wziął sprawy w swoje ręce, pogratulował sobie samemu, uśmiechnął się wewnętrznie i uznał, że warto sięgać po pomoc.

JEŚLI JESTEŚ MARIUSZEM  – ZNAMY CIĘ, ROZUMIEMY CIĘ I ZAPRASZAMY DO KONTAKTU!

Po co uczyć się języka obcego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.